Kobieta całuje noworodka.

Nagroda jest tak wielka, że to wszystko wydaje się do przejścia

Poród zaczął się oczywiście w jedyny dzień, w który nie powinien. Akurat przyjechali do nas znajomi z którymi spędziłam cały dzień, odmawiając sobie codziennej popołudniowej drzemki, po czym poszliśmy na zakupy, a na koniec na spotkanie w większej grupie przyjaciół.

Wszystko zaczęło się tam, około 21, a skończyło o 16.34 cesarką, czego w ogóle nie brałam pod uwagę (brałam pod uwagę, że nie uda się w Domu Narodzin, ale cesarka to mi się nawet w głowie nie mieściła). Wciąż nie wiem, czemu skończyło się, jak się skończyło.

Rodzenie generalnie podobało mi się, miałam mocno w głowie, ze ten ból ma sens, a poza tym on narastał na tyle powoli, ze naprawdę dało się nad nim panować. Doszłam do 7 cm bez żadnego kryzysu… Kryzys miałam dopiero w szpitalu, jak mi podali oksytocynę, żeby wydłużyć skurcze, co nie podziałało, za to nad bólem już nie umiałam zapanować. Najgorzej było, kiedy okazało się, że jednak nie uda się naturalnie. Mając 9 cm rozwarcia czekałam pół godziny na przejście na salę operacyjną. Teraz wiem, że każdy skurcz miał znaczenie dla Matiego, ale wtedy byłam przekonana, że mój ból już jest bez sensu, bo przecież i tak mnie potną. A ból bez celu boli dużo bardziej. Jeszcze w Domu Narodzin pamiętam Irenę mówiącą ” Jak ty pięknie rodzisz”. Ja też czułam, ze to jest coś pięknego. Tomi mówił, że mogę mu nawrzucać, jak chcę, a ja mówiłam, że go kocham… ale potem, w szpitalu, to tylko połowicznie zdawałam sobie sprawę z jego obecności, wiec już nic nie mówiłam.

Przez dwa dni nawet nie mogłam myśleć o tym, co się wydarzyło („Przykro mi, Tomi, jego rodzeństwo będzie musiało być adoptowane”), ale zanim jeszcze wyszłam ze szpitala (w 4 dobie) już zmieniłam zdanie! Zakochałam się w tym moim synku tak, że nie dość, że chcę, żeby miał rodzeństwo (z nadzieją, że uda się naturalnie i może nieco szybciej), to zgodziłabym się po raz kolejny na to samo. Oczywiście pamiętam, jak to bolało, jak strasznie krzyczałam w szpitalu, po tej oksytocynie – i to już nie był krzyk, który pomaga, tylko rozpacz – ale nagroda jest tak wielka, że to wszystko wydaje się do przejścia.

Czuję się, jakbym została dopuszczona do tajnego kręgu – bo nie da się opowiedzieć komuś o tej wielkiej miłości, jaka się błyskawicznie rodzi do tego małego stworzenia, które przychodzi na świat…. to może zrozumieć tylko inna mama i inny tata.

Kasia


fot. Paulina Splechta Birth Photography & Films, Florida, USA www.facebook.com/paulinasplechta/ www.instagram.com/psplechta_birthphotography/

Czytaj także: